poniedziałek, 21 listopada 2011

Meloman w Pontiacu

O dziwo udało mi się kupić bilety na poranek muzyczny w Operze. Speedy od rana był bardzo podekscytowany perspektywą wizyty w Teatrze Wielkim. Żeby się nie spóźnić na dwunastą na wszelki wypadek wstał o siódmej. Po śniadaniu miała miejsce debata na temat zakładania krawata do Opery. Po moich usilnych prośbach Speedy z krawata zrezygnował. W ramach rekompensaty postanowił wziąć ze sobą aparat, żeby sfotografować teatr "z zewnątrz". Dziecko wiedziało, że w czasie przedstawień zdjęć się nie robi. Tak więc staliśmy pod teatrem a Speedy pstrykał fotki. Kilkadziesiąć cyknięć później mogliśmy wejść do środka.  Dziecko było zachwycone przepychem wnętrz. Po wizycie w szatni zabrało się za uwiecznianie luster, złoceń i marmurów. Trwało to do rozpoczęcia występów.

Poranek muzyczny poświęcony był instrumentom dętym. Zgromadzeni na pufach wokół sceny "młodzi melomani" jak ich nazywano, dowiedzieli się jak wyglądają i brzmią różne trąbki, jakie kiedyś pełniły funkcje i jakie melodie można na nich zagrać. Speedy w pozycji leżącej słuchał opowieści o bitwach, dyliżansach pocztowych i wejściach królów. Towarzyszyły im odpowiednie sygnały dźwiękowe. Trębacze zagrali też kilka krótkich utworów podczas których wyświetlano obrazki kwiatow i owadów. Potem na scenę wkroczył kwartet waltorni.  Muzycy opowiedzieli o pochodzącym od rogu instrumencie i zabrali się za granie. Czas płynął a dzieci wierciły się coraz bardziej. Wielu "młodych melomanów" słało rodzicom rozpaczliwe spojrzenia i teatralnym szeptem oznajmiało, że się nudzą. Nie pomogły nawet zmieniające kolor świetle muchomory na tle których waltorniści wyglądali  jak krasnale. Nagle koncert się zakończył. Dzieci poderwały się z puf i ruszyły w stronę wyjścia. Tam czekały na nich damy w krynolinach z tacami pełnymi cukierków. Speedy był zachwycony.

W drodze do domu Speedy nie wypuszczal aparatu z rąk. Na Krakowskim Przedmieściu zobaczył zabytkowy czerwony samochód.
- Widzisz to auto? Ale czad! Muszę mu zrobić zdjęcie - wykrzyknął.
Fotek przybywało a stojący obok samochodu pan opowiadał o wehikule, który okazał się być Pontiaciem z lat 20-tych. Okazało się, że samochód pochodzi z Muzeum Motoryzacji w Otrębusach i można się nim przejechać. Na wieść o tym Speedy z wrażenia opuścił aparat. Jego twarz wyrażała absolutny zachwyt. Odwlekalam chwilę, w której miałam zadać dziecku cios w serce. Przejażdżka po Nowym Świecie była skandalicznie droga. Nagle przy aucie zatrzymał się jakiś facet. Patrzył na nie ze ślepym uwielbieniem. Teraz czerwony wehikuł miał dwóch czcicieli. To zmieniało postać rzeczy. Po krótkich ustaleniach facet, Speedy i ja wgramoliliśmy się do auta. Przejażdżka trwała parę minut ale wprowadziła Speediego w błogostan na długie godziny.

Po południu Speedy odwiedził dziadków. U dziadków byli goście. Na pytanie jak minął mu dzień Speedy oznajmił:
- Nieźle. Byłem w Operze i wracałem Pontiaciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz